Na samym początku była psychodeliczna izraelska formacja Churchills (z doskonałym LP z 1968, wartym w oryginale ponad 3000 euro), potem w 1971 muzycy (z brytyjskim wokalistą/gitarzystą) wyjechali na Wyspy Brytyjskie, zmienili nazwę na Jericho Jones i wydali klasyczny, naprawdę świetny hard-rockowy album. Tuż potem skrócili nazwę na Jericho i w rezultacie w 1972 powstał jeden z najlepszych heavy-progresywnych albumów w historii rocka! Ten wydany przez A&M (i w epoce całkowicie przemilczany) album to prawdziwy gitarowy dynamit! Tę doskonałą płytę wypełniało pięć utworów (w tym trzy trwające pomiędzy 8 a 11 minut) z pogranicza ciężkiego rocka i typowej brytyjskiej progresji (bez klawiszy) - z okazjonalnymi wejściami fletu, czy akustycznej gitary - trochę w stylistyce nieodżałowanych T2. Tak prawdę mówiąc, to trudno znaleźć w brytyjskim rocku równie intensywną płytę jak Jericho! Zapomnijcie o Leaf Hound, Jerusalem czy Incredible Hog... Ani Budgie, ani Led Zeppelin, ani nawet Black Sabbath nie dali nigdy takiego czadu jak otwierający całość utwór "Ethiopia"! Przyznam się, że kiedyś nie ceniłem tego albumu aż tak, jak teraz. Obecnie jest to dla mnie hard-rockowa dwudziestka wszech czasów! Dodatkowo dołączono dwa nagrania z ostatniego singla. MUS!