Jedna z moich ulubionych, zapomnianych, progresywnych płyt! Bardzo mroczne, nieco zakręcone, jazzujące i momentami ewidentnie psychodeliczne granie z dominującymi dźwiękami gitary i saksofonu (okazjonalnie fletu) na tle mocno rozbudzonej i kombinującej sekcji rytmicznej - to wszystko okraszone nieco charczącym, mocnym wokalem... Z drugiej strony na płycie sporo jest atmosferycznego, przestrzennego grania - tak na ukojenie nieco starganych nerwów. Trochę Jethro Tull, trochę King Crimson, trochę East Of Eden - ale mroczniej! Mus!